przez pawelvod » 29-07-2019, 08:35
1/2 w Elblągu za mną. Miał być to ostatni sprawdzian przed Kalmar. W zasadzie tak i było, bo więcej startów do "pełnego" już nie przewiduje, ale...
No właśnie. Startem tym miałem sobie ustawić głowę i przekonać się, że wszystko jest z formą OK, a wyszło jak wyszło.
Zacznę od tego, że plan którym jadę przewiduje start kontrolny na 4 tygodnie przed Kalmar. Ja ze względu na dostępne terminy swój odbyłem 3 tygodnie przed. Wiązało się to z koniecznością pewnych przetasowań. Wyszło tak, że tydzień temu w sobotę miałem 6h rozjazdu (ponad 190km), a w niedzielę 36km rozbiegania i ponad 4km w basenie. Co prawda od poniedziałku nieco zszedłem z objętości, ale na pewno nie był to tappering.
Myślałem, że jestem zregenerowany, bo bulnuka nie było, ale prawda okazała się trochę inna.
Relacjonując jednak:
Pływanie:
Ciekawostka, bo rolling start po dwóch z pomostu. Można było "na bombę", albo prawidłowo. Ja wybrałem wersję bombową, bo bałem się skończyć z okularami na szyi. Strata z tego prawie żadna, a czułem się pewniej. Jakby więcej startów było w tej formule trzeba by się w przyszłości trochę oskakać treningowo. Samo płynięcie po rzece na dwóch pętlach, więc na zmianę pod prąd i z prądem. Do wody wchodziłem gdzieś dwudziesty. Wyszedłem chyba ósmy. Czas 31:24. Fajnie było by te 1:24 urwać, ale źle nie jest, zwłaszcza, że jeszcze w czwartek mocny trening pływacki zarówno z elementami szybkości jak i wytrzymałości. Dodatkowo, pełna patelnia, woda ciepła i tempo dostosowane raczej do utrzymania temperatury wewnątrz pianki niż do możliwości wydolnościowych.
T1:
Bez przygód. Czas strefy 2:27, czyli +/- 5sek. ci ścigający się. Flying mount z dobrym efektywnym rozpędzaniem roweru, bez opóźnień za belką.
Rower:
Oprócz tego, że patelnia, to bardzo mocny boczny wiatr (w jedną stronę nieco tylno, w drugą przednio boczny). Dużo podmuchów i większość dystansu pokonana w lekkim przechyle. Na początku wyprzedziłem tych wolniejszych na rowerze pływaków (chyba dwóch), w międzyczasie wyprzedziło mnie też dwóch rowerzystów. Prawie cały dystans (właściwie 3 z 4 pętli) pokonałem samotnie. Na końcówce trzeciej pętli zacząłem dublować, a na czwartej wbiłem się w ludzi z 1/4 i 1/8. Trasa jednak szeroka i wyprzedzanie szło bezproblemowo. Trzeba było zachować duży margines, ze względu na wiatr, ale było OK. Czas 2:22:01. Średnia 38,1. Przy wietrze i zmęczonych udach nie ryzykowałem zeskakiwania w locie. Nogi z butów jednak wcześniej wypiąłem i T2 na bosaka zrobiłem (zdecydowanie szybsza opcja). Ostatni trening rowerowy robiłem jeszcze w sobotę rano (co prawda takie przedstartowe godzinne aktywowanie) i myślę, że tutaj też nie było pełnej regeneracji. Nie jest jednak tak, że wypoczęty urwał bym 5min. Chodzi raczej o sekundy.
T2:
Jak pisałem - na bosaka. Mały zonk, bo po wstawieniu roweru w wieszak uświadomiłem sobie, że zegarek wciąż na lemondce. Na szczęście wokół rowerów brak, więc szybki nur pod barierką do kierownicy po zegarek i z powrotem. Myślę, że 5-10sek. stracone. Tak na spokojnie myśląc teraz, mogłem się najpierw ogarnąć z butami i numerem, a po wzięciu zegarka wybiec już tą następną alejką. Było by 5sek.szybciej. Niemniej czas 2:36 pewnie i tak gdzieś w okolicach pierwszej dziesiątki.
Bieganie:
Noooo właśnie...…
Tutaj zdecydowanie 36km tydzień wcześniej jeszcze nie oddało. Przynajmniej mam nadzieję, że to ta przyczyna. Pierwszy kilometr zawsze staram się robić "na czuja". Jak najlżej i swobodnie. Tak jak wydaje mi się, że będę w stanie kontynuować przez następne 20km. W Suszu było to 4:20, tutaj 4:40 i biegło mi się ciężko. W zasadzie był to taki szybki trucht na zmęczonych niesprężynujących nogach. Parametry garmina (czas kontaktu z podłożem, oscylacja pionowa) potwierdzają moje odczucia. Upał niemiłosierny, i przy mojej budowie ciała zrobiło się to znowu zarządzanie temperaturą, a nie bieg po wynik. Przy każdej kurtynie wodnej (2 na pętli) czapka z głowy i 5sek. na prysznic z każdej strony. Wadą takiego postepowania były mokre buty i bąble na stopach od 15km (przy połówce to pikuś, ale do pełnego strategia mokrego buta odpada). Odcięcia jak w Suszu nie było, ale i tempo zdecydowanie inne. Pocieszające jest to, że trucht na zmęczonych nogach w upale wchodzi mi po 4:45 (taka średnia z tego biegu), co w zasadzie na pełnego by mnie satysfakcjonowało. Tyle, że jak dwa tygodnie wcześniej robię zakładkę 4h30 roweru i 1h biegu, gdzie bieg wchodzi mi "na lekko" po 4:25 to nie wiem która to moja prawdziwa forma...? Dodatkowo po rowerze i pierwszym kilometrze biegu wiedziałem, że 4h30min. jest nie do obronienia, więc może nie walczyłem w tym upale do upadłego, zwłaszcza, że jeszcze w przyszły weekend coś tam chcę ostatniego porządnego zrobić treningowo.
Całość wyszła 4:37:36 (9 generalka i tradycyjne 4 w wiekowej).
Po starcie tym zostaje jednak więcej pytań niż odpowiedzi, a liczyłem na odwrotną proporcję, stąd chwilę muszę jeszcze to potrawić;)