To ja pierwszy z relacją:
tak jak już pisałem do zawodów przystępowałem z odnowionym itbsem i naciągniętą we wtorek dwójką.
W sobotę cały dzień byłem z rodzinką na wycieczce w górach i wróciliśmy późno więc zanim ogarnąłem sprzęt i żarcie była 1.30 Nie martwiłem się tym zbytnio bo u mnie to dosyć częsta sytuacja

Wstałem za to o 6.30 a nie 6 jak zakładałem więc 5 godzin (z przerwami na wzięcie na ręce młodej i przestawianie budzika) było

Plan był taki żeby bardzo spokojnie popłynąć, w miarę mocno pojechać rower a na koniec przetruchtać 10km i jeżeli kolano nie będzie kłuło to ostatnią dychę polecieć ile się da..
Myślałem, że jak kontuzje nie będą się odzywały to powalczę o 5.15-5.30, jak coś będzie doskwierało to zmieszczę się w 6, a jak będzie bolało to zejdę z trasy żeby nie doprawiać. Optymizm nie wziął pod uwagę, że do tej pory startowałem na płaskich i szybkich trasach.. No i tyle z planów, potem zamiast nich nastąpiła lekcja pokory
Zawody:
odebrałem pakiet i 2 zaległe koszulki (wprawdzie nie czekały na mnie jak było ustalone, ale grunt, że w końcu dali), wszędzie pusto (1/4 startowała 2 godz. później). Pogadałem z Blade i superfrog - miło było poznać kolejnego forumowego konia
Fajnie jak jest się do kogo odezwać.
PŁYWANIE
Weszliśmy do wody, mija 9 a tu żadnego startera, cisza, spokój

W końcu przyszedł i powiedział, że musimy czekać na zgodę policji bo coś tam na trasie wyszło..
Na szczęście opóźnienie nie było większe niż kwadrans, ale ja zdążyłem zgłodnieć bo poza rannym śniadaniem o 6.30 nic nie jadłem. Nie to żeby 15min robiło różnicę, ale do 9 o tym nie myśłałem..
Udało mi się nie przypalić i płynąłem bardzo powoli z długim wyleżeniem i patrzeniem co jakiś czas na bojki, a nie tylko na płynących obok.
Co ważne, zdążyłem dokładnie naciągnąć piankę na barki (bardziej niż wynika z kroju pianki), w Radłowie dużo siły musiałem marnować na podniesienie ręki.
Raz popłynąłem totalnie krzywo sugerując się innym zawodnikiem, polar zmierzył mi 1998m więc dystans był chyba dokładnie domierzony.
Po pierwszym kółku patrzę do tyłu, a tam nikogo nie ma! Przyglądam się jeszcze raz i udało mi się dostrzec kilka czepków. Dziwne uczucie, ale myślę sobie część dogonię na rowerze, a na biegu to hohoho, to moja najmocniejsza konkurencja

Pierwsze kółko 20.14, drugie 22.02 chociaż wydawało mi się, że przyspieszyłem na drugim..
Łączny czas 42.17 (bez dobiegu), jak na mnie całkiem ok.
Oficjalnie 43.56 (64 wynik)
T1 - wolny dobieg, woolne przebieranie, odpoczynek, nie zdążyłem sprawdzić ile zmieszczę do kieszonek stroju więc próbowałem i upychałem dopiero właśnie w T1. Czas 3.34 - chyba jeden z gorszych
ROWER
Nauczony doświadczeniem, zacząłem powoli, zjadłem bułę i spokojnie się rozkręcałem. Po dłuższej chwili patrzę, że średnia prędkość nadal poniżej 30 więc jak tętno spadło zacząłem stopniowo przyspieszać. Trasa mocno pagórkowata i chociaż suma podjazdów nie jakaś wielka (sigma pokazała mi 620m) to było ciężko. 3 podjazdy mocne (jak na tri), 2 średnio mocne więc w sumie 5. Dużo zakrętów ok. 90st. trzeba było mocno zwolnić. Raz autobus zablokował mi przejazd i musiałem prawie się zatrzymać

Asfalt w większości bardzo dobry, ale były miejsca fatalne i nieoznaczone. Przejazd przez tory przykryty był matą (która szybko zaczęła się zwijać), ale nie czy w ogóle coś to pomagało. Rzucało mocno. Do tego kilka razy duże pęknięcia asfaltu i dziury. Ja na jednej zrobiłem coś podobnego do:
https://sport.onet.pl/kolarstwo/to-bmx- ... ski/vxxsv2 tyle, że nie celowo.. na szczęście się wybroniłem i obyło się bez upadku.
Jak wychodzi się z wody późno jest taki plus, że jedziesz po pustej trasie (w sumie na połówce wystartowało ok. 90 osób) i praktycznie tylko wyprzedzasz

Na pierwszych 2 kółkach praktycznie nie widziałem draftu, potem jak na trasie pojawili się zawodnicy z 1/4 to były pociągi, ale wynikające raczej z liczby zawodników, którzy na raz wjechali na trasę. Nadal wyprzedzałem, na ostatnim kółku kilka/kilkanaście osób wyprzedziło mnie, prawie wszyscy z 1/4 więc się nie martwiłem.
Na pierwszych 2 kółkach bardzo przeszkadzał wiatr, wiał w różnych kierunkach tylko nie w plecy, głównie boczne. Najbardziej frustrujące było jak na podjeździe myślisz o zjazdowej nagrodzie a tu wmordewind!
Od 2 kółka na zjazdach na początku kilka mocnych ruchów, a potem siadałem na ramie i odpoczywałem. O dziwo, czasem nawet wyprzedzałem w ten sposób
https://scontent-frx5-1.xx.fbcdn.net/v/ ... e=5A202022Jak kilka razy stanąłem na pedały to łapały skurcze więc odpuściłem i "młynkowałem" na podjazdach.
Strava pokazała 89.2km, czas 2:44:54 avg 32,5 kadencja 86 i avgHR 147.
Oficjalnie z dobiegiem 2.47.03. Niby bez szału, ale okazało się, że był to 17 czas więc dla mnie super.
Bardzo dobrze udało się poić i żywić. Miałem 3 połówki bułek z dżemem pomidorowym, które jadłem na początku 1,2 i 4 pętli.
Do tego w jednym bidonie izo wg przepisu H2O (trochę mniej wody bo po wrzuceniu składników do 950ml bidonu nie było wystarczająco miejsca). Izo wyszło trochę słonawe co mi pasowało jako odmiana dla tych wszystkich energetycznych słodkości. W drugim bidonie 600ml miałem 3 żele rozpuszczone z wodą. Do tego kupiłem w decu jakieś migdałowe minibatoniki i sezamki. Na każdym 5. kilometrze albo piłem izo, albo żele. Raz zjadłem małą paczkę sezamków, raz migdałowe coś. Więcej się nie udało bo januszowo nie naciąłem folijki, a trzymała jak rzadko.. Udało się tylko wygryźć małą dziurkę i wcisnąć jak żel.
T2
1.59 więc znowu długo, ale znowu się tym nie przejmowałem.
No i BIEG
(chociaż powinienem napisać małymi literami..)
Paradoksalnie uratowały mnie kontuzje. Dzięki nim zacząłem truchtem chociaż siły były.
Pierwsza piątka wg planu czyli w tempie truchtu 4.30-5.30.
Druga już powyżej 6min/km (da się tak wolno truchtać!) i jeden sikstop,
potem wielkie zdziwienie i kolejne odkrycie - da się truchtać powyżej 7min/km (czasem nawet 8)
Na początku 3 okrążenia RafałM przybił mi mocną piątkę co trochę mnie otrzeźwiło.
Poważny kryzys nadszedł ok. 12km, pierwszy raz pojawiło się widmo zejścia z trasy. Na dwóch pierwszych kółkach na bufecie jadłem po żelu i popijałem wodą, na trzecim udało się tylko trochę wcisnąć i poczułem, że więcej mój organizm nie przyjmie.
Do końca już nic nie jadłem tylko modliłem się żeby udało się dotrwać do mety.
Przypomniałem sobie o moich zapowiedziach pobicia wyniku Kajeta o 1s i pomyślałem sobie, że będzie niezły wstyd
Takie lanie..
Potem było już mi wszystko jedno, w czasie przecież się zmieszczę, a to, że może nie zmieszczę się w 6h nie szkodzi. Życiówka będzie (porzednia połówka w podobnych okolicznościach tylko praktycznie bez treningu 6:38..).
Kilka razy bardzo silnie skurczył mi się brzuch, pomogło.. no wiecie co
Już było mi tak wszystko jedno, że bardzo nie starałem się żeby być w dużej odległości od innych biegaczy i przechodniów.
Jak ktoś stał się "ofiarą" moich sygnałów dźwiękowych to przepraszam

Czas biegu 2.11.25 (57 wynik). Strava pokazuje 20.5km, avg 6:23 (sic!)
Czas łączny 5:47:58 (o dziwo 42 wynik).
Bardzo cieszy, że itbs nie przeszkadzał, dwójka kilka razy się odezwała, ale jak nie naciskałem mocno na pedały było ok. Przeszkadzało czasem kłucie w kolanie (dawna kontuzja), ale dało się żyć. Na pewno dolegliwości nie miały negatywnego wpływu na wynik, myślę nawet, że tak jak pisałem miały pozytywny.
Kilka wniosków - nie da się pobiec dobrze półmaratonu w połówce jeżeli się prawie w ogóle nie biega, a jeżeli już to dystanse 5-7km)
- ciężko jest dobrze pobiec półmaraton jeżeli w ciągu ostatniego roku taki dystans pokonało się RAZ
- 2 zakładki w ciągu ostatniego roku (i to krótkie) to za mało żeby przygotować organizm do zawodów dłuższych niż 1/4.
- ciężko o dobry wynik na połówce jeżeli średnio trenuje się mniej niż 5h/tydz.
- warto czytać rady innych forumowiczów - odżywianie wyszło mi idealnie (dzięki H2O za przepis na izo, dzięki superfrog za przepis na żele w wodzie)
Na mecie trochę pocieszyło mnie, że RafałM, superfrog i Blade też odebrali te zawody jako ciężkie i mieli wyniki wyraźnie słabsze niż życiówki.
Szkoda, że bliżej Krakowa nie ma jakiejś innej połówki, pewnie na kolejną rzucę się jak trochę zapomnę wczorajszy występ(ek), czyli pewnie za 2 lata
