Gratuluje świetnych czasów i nowych życiówek. A przede wszystkim Kajetowi i Supermario rewelacyjnych czasów na debiucie !
Z drugiej strony szkoda, że nie udało się spotkać. Niestety nie przeczytałem już Waszych postów odnośnie numerów i ewentualnych opóźnień. A sam zamiast być o 17, to przez korki dotarłem około 17:30. Jeśli ktoś czekał, to przepraszam.
Start:
Celem nr 1 na ten sezon, było Borówno i zejście w okolice 5:15. W związku z totalną porażką w Sierakowie, przedefiniowałem go na "chociaż 5:3x". Dużo pozmieniałem od Sierakowa jeśli chodzi o treningi i w końcu coś zaskoczyło.
Na sam start, dostałem wytyczne "spokojne pływanie, spokojny rower i dobry bieg".
Warunki pogodowe rewelacyjne +/-19 stopni i praktycznie brak wiatru. Nie wiem czy można sobie wyobrazić lepsze?
Pływanie - 00:38:11
Nie wiedziałem gdzie się ustawić. Raz szedłem do przodu, raz na koniec. W ostateczności wylądowałem na końcu maksymalnie z lewej strony. Odczekałem, aż wszyscy wejdą do wody i zacząłem robić swoje. Sporo musiałem się na wymijać, lawirować miedzy innymi, pływać po, itd... płynąłem tym swoim nieśpiesznym tempem. A im spokojniej i bardziej technicznie płynąłem płynąłem, tym więcej ludzi wyprzedzałem. W pewnym momencie już zupełnie odpłynąłem, bo jedynym moim zmartwieniem było, czy dobrze układam ręce

ot, takie ściganie.
Zdziwiłem się czasem i świeżością po wyjściu z wody.
T1 00:05:29
Kontemplowałem nadal swoje nieśpieszne pływanie. Spokój, zen, feng shui T1 i rzeczy w moim worku. Tak kontemplowałem, że ponad 5 minut minęło.., bo wypadł żel po drodze i trzeba było wrócić. Wypadł baton i trzeba było się schylać. Mistrzem T1 i T2 to ja nie jestem. (
http://niemaniemoge.pl/przed-zawodami-c ... -wszystko/ wezmę sobie do serca!)
Rower - 2:51:37
Miałem pojechać w zakresie 130-140 bpm. I w zasadzie tak pojechałem. Średnio 137 bpm. Rower to moja najsłabsza dyscyplina. W dodatku jeżdżę na Tribanie 520, więc umówmy się, że nie jest to sprzęt który sam gna. Cały czas w pozycji aero, również na zjazdach, jechałem swoje. Około 60 km trochę zamulać zaczynam i wtedy mija mnie Kajet! Wołam za nim, a ten nic. Próbuję depnąć, znów podjeżdżam pod 140 bpm... 143 bpm, 147 - 150 bpm. Trzymam go w zasięgu wzroku, momentami mi ucieka, to znów go dojeżdżam na 30 metrów... W końcu stwierdziłem, że odpuszczam i wracam do założeń. Może na biegu się uda. Pod koniec roweru, już wiem, że o ile nie pobiegnę gorzej niż 1h50, to łamię 5h30. Uskrzydliło

T2 2:07
Byłoby lepiej, ale postanowiłem wybiec ze strefy w kasku

Powrót do worka i schowanie go, zajął chwilę.
Bieg - 1:43:56
Od początku trzymać się chciałem +/-5:00. Na pierwszym km poleciałem szybciej. Przybiłem piątkę mocy Willi'emu i spytałem czy Kajet daleko. Odpowiedział, że tak, ale zrozumiał "czy daleko jeszcze", więc 20 km to faktycznie jeszcze trochę

Na 2 km musiałem oddać ponad 2 litry wypite na rowerze i dalej swoje. Na punktach odżywczych cola+izo. Miałem dwa żele (tym razem nie zgubiłem!) i cały czas nie mogłem się przemóc by je zjeść. Czekałem do 3, 7, 10, 15 km. Gdy wiedziałem że się zbliżam do magicznej 17-tki na której zawsze mam kryzys, to w końcu coś tam przełknąłem. Nie pomogło. A może pomogło o tyle, że na 18 km włączył mi się tryb zombie biegacza. Wrzuciłem 4:47 i byle do mety, z odciętą głową. Na ostatnich 2,5 km chyba urwałem najwięcej. Na 12 km mijam Kajeta i pytam się, czy ma z czego przyłożyć licząc, że pociągniemy tempo do końca. Powiedział, że ma kryzys i odpuszcza bieg. Jak się okazało pozbierał się i wrócił do żywych

Całość 5:21:20
W porównaniu do zeszłego roku wynik poprawiony o 55 min 32 sekundy.
Gdybym zrobił T1 w przyzwoitym czasie 3:30. Otworzyłbym 5h19... Z drugiej strony zawsze jest coś do poprawki. Od czego są następne sezony
